wtorek, 19 lipca 2011

Ciąg dalszy kaczej czaczy



Kiwaczka przebiera się za bażanta, żeby trafić do encyklopedii... a tymczasem mi się zrymowało cosik w odpowiedzi na ludzki głosik... i niestety sens wiersza siedzi w odpowiedzi, co sprawia, że zmęczony człowiek słowami się zabawia:

To zależy jak ocenisz
rymowanie bez jesieni
Jesień - to jest pora wierszy...
wrzesień wiersz przynosi pierwszy...
Niczym smutny stary piernik
wiersze znosi też październik.
W listopadzie... w pustym sadzie...
gdy nostalgia w głowy kładzie
senność dziwną i jesienną
wiersz jest rzeczą dość przyjemną.
Zastanówmy się więc zatem:
kto ma czas rymować latem?
po co skrobać jakieś wiersze,
szukać rymów, liczyć spacje,
kiedy właśnie są wakacje?

Czy u pani kacza cza-cza tańczy na pomarańczy?



Kaczuszki finiszują a mnie po głowie krążą językowe łamańce. To zew Krainy Zapomnianych Zabawek.

Marongo i recenzje

Stałem się ostatnio kronikarzem swoich własnych recenzji, bo na nic innego nie mam czasu... Ale uczciwosć nakazuje notować nie tylko recenzje "Morrigan" ale i innych rzeczy.
Na przykład "Opowiesci znad rzeki Marongo", które bardzo lubię i przy których bardzo milutko się pracowało, doczekały się recenzji dosyć licznych.
Sylvuszka napisała recenzję z punktu widzenia matki. Nic o obrazkach za to sporo o opowiadaniach... z naciskiem na ich niejednoznaczną wymowę. Cóż, ta książka nie jest tak do końca dla malutkich dzieci.

Zaczytani.blox.pl zdają sobie z tego sprawę i ich recenzja kładzie na to nacisk.



Na bookznami.pl recenzentka też zwraca uwagę na "trudnosć" tej książki w czysto dziecięcym odbiorze. Tak się składa, że jedno z opowiadań przeczytałem ponad trzydziesci lat temu. Uznałem je wtedy (w wieku 8 lat) za dziwne... podobnie jak "Alicję w Krainie Czarów". Ale nie zapomniałem nigdy i wspominałem z ciekawoscią... po to, żeby po latach zilustrować. Wynika z tego, że lekkie zakłopotanie przy czytaniu tych historii jest wspólne dla dzieci i dorosłych.
Chyba tak być powinno. Ryszard Sadaj to pisarz, który lubi dawać temat do przemyslenia na długo, zarówno rodzicom jak i dzieciom.

Zatopiona w lekturze po prostu z przyjemnoscią przeczytała te historie.
No i to by było tyle. Recenzji jest sporo. Nawet nie przejrzałem wszystkich. Ale miło mi, że ta książka budzi tak różne emocje. Dla mnie to sygnał, że brałem udział w czyms niebanalnym.

PS. Kiedy wciskam alt+s pisząc bloga - zapisuję wersję zamiast wstawić "ś". Wkurzające, bo głupio wygląda a ja nie mam czasu, żeby każdy najdrobniejszy wpis robić najpierw w wordpadzie. Do czasu rozwiązania tej bzdury będę pisał S zamias ś :-(

poniedziałek, 18 lipca 2011

Chwila przerwy

Zrobilismy sobie niedzielę w sobotę... mały spacer z Jarkiem, Daennie i jej psiskiem. Dolina Dłubni latem. Boso - bo po co buty latem?



Klucha okazała się psem myliwskim - upolowała motyla. I było miło...

Bywało bardziej bajkowo niż zwykle... Jarek był z drugiej strony aparatu... Dzieci kukurydzy.

For my friends from Society for Barefoot Living
Dłubnia's Valley is about 70km long... and is very different in different places. My favorite is a small part near Raciborowice. Here is more photos: on Flickr

piątek, 15 lipca 2011

Kaczuszki



Powracam do kaczuszek - tym razem w tempie ekspresowym, bo mam już wszysktie w ołówku i czas nadać im troszkę barw.

piątek, 8 lipca 2011

"Różne oblicza harcerstwa" Wojciecha Śliwerskiego



"Różne oblicza harcerstwa" Wojciecha Śliwerskiego to książka dla mnie dosyć nietypowa.

Na pewno nie jestem najbardziej obiektywną osobą do jej recenzowania - po pierwsze częściowo ją ilustrowałem, po drugie byłem harcerzem w czasach, o których ona opowiada... i poznałem wiele z tych sytuacji z innej strony: z punktu widzenia czternastolatka, który w harcerstwie szukał rozmaitych rzeczy, nie koniecznie wiedząc jakich. Po latach wróciłem do własnych wspomnień... nie zawsze miłych, (bo "Różne oblicza" opowiadają o sytuacjach dobrych i złych) ale też tych najlepszych z dzieciństwa.



Przekonałem sę, że te dobre nie straciły nic a nic blasku a złe trochę smieszą.

"Różne oblicza harcerstwa" to zbiór reportaży, felietonów, czasem miniaturek literackich pozwalających dostrzec ogólny problem dzięki oderwaniu od konkretnych osób.
Powstawały na przestrzeni wielu lat, w bardzo zmiennym dla Polski o harcerstwa okresie. Dotyczą działania całej wielkiej organizacji, ale też sytuacji życiowych konkretnych ludzi. Systematyczne publikowanie ich na łamach prasy harcerskiej zakończyło się usunięciem autora z tejże prasy w czasach, kiedy właśnie zniesiono cenzurę i ogłoszono powrót do wolności. Ciekawostka osobista polega na tym, że nieco później ale w tej samej epoce pewna obrońca wolnosci i wartosci (błąd gramatyczny zamierzony) wywaliła mnie z pracy, bo "nie po to walczyłam o wolnosć, żebys ty głosował jak chcesz!". Życie pisze ciekawe scenariusze, przy okazji uczy jednak, że tzw. ponadczasowe wartosci są... ponadczasowe a po luziach podłych zostaje najwyżej trochę smrodu we wspomnieniach... o ile komukolwiek chce sie toto wąchać.



"Różne oblicza..." chwilami wydają się dosyć gorzką lekturą. Ale z powodu takich czy innych wspomnień. Po prostu to w dużej częsci zbiór materiału prasowego.
Prasa zaangażowana siłą rzeczy mówi o sprawach bolesnych i trudnych - nikt nie obeicywał, że życie będzie łatwe i przyjemne do przełknięcia.
Po latach większość trudnzch spraw odchodzi w niebyt - pytanie, czy to, co boli, również znika, czy tylko zmienia formę. Co właściwie boli harcerzy?
Ile zostanie młodego harcerza w dorosłym człowieku po latach? Czy warto się angażować? I kiedy warto?



Przemyślałem sobie te sprawy podczas pracy nad ilustracjami... i wiem, że było warto. Autor też tak uważa.



W ogóle ta ksiązka pozostawia wrażenie, że warto być harcerzem, nawet, a może przede wszystkim wtedy, kiedy to nie jest łatwe.

"Różne oblicza" przede wszystkim zostawiają wiele pytań - wbrew pozorom warto przeczytać je jak powieść obyczajową. Napisane z nerwem i dużą wrażliwością dziennikarską dotyczą przypadków minionych oglądanych poprzez ponadczasowe postawy ludzi.

Ta starannie wydana książka dzięki twardej oprawie ma szansę przetrwać na półkach przez lata. I taki jest jej sens: między innymi z tego powodu zawiera kilkaset ilustracji: reprodukcji nieistniejących już czasopism harcerskich, zdjęć ze spotkań, obozów, szkiców, rysunków satyrycznych - te ostatnie są swoistym przeglądem form polskiego rysunku prasowego na przestrzeni dwudziestu a może nawet czterdziestu lat, jeśli dodamy do tego prawie setkę współczesnych okazów Parady Opornych.

Jakie są te oblicza? Różne. Jak życie. Jak zebrane w jednym miejscu wspomnienia spraw bolesnych obok dobrych. Jak reprodukcje stron z dawnych czasopism i rysowanych na szybko szkiców obok całkiem współczesnej groteski spod znaku Parady Opornych.
Dzięki tej różnorodności można zastanowić się, czym właściwie jest harcerstwo? Grą z przyjaciółmi? Pasją? Zbiorem zasad? Ruchem społecznym? Organizacją paramilitarną podejrzewaną o rozmaite dziwne rzeczy? Czymś, co budzi w ludziach tyle dobra i zła ile mają dla siebie nawzajem?



To książka-świadectwo historyczne do przemyślenia. Niczym średniowieczna kronika pisana nie po to, żeby odnotować fakty ale aby rozliczyć się z własnym czasem.
Cenna rzecz dla lubiących refleksję.
I dla mnie.

piątek, 1 lipca 2011

Harcerskie historie

Rysuję co harcerskiego - trochę gorzką historie próby założenia harcerskiego wydawnictwa. Temat smutny, więc i rysunki z goryczką.