piątek, 30 maja 2014

Psi-konka czyli ikonka Nany

Wreszcie udało mi się doprowadzić portret Nanusi do postaci w jakiś sposób grającej z zaplanowaną stylistyką Fizyki Psa i mogę ze spokojem ducha przystąpić do ilustrowania. Ciekawe, że z własną książka certolę się jak dworzanin księcia Certoła... a przecież mam tu absolutna swobodę, co zrobię i jak.
No cóż, trudno.
Powinienem robić to tak szybko, jak szybko Nana zjada mysz upolowaną nielegalnie...
Ważne, że rysowanie dla innych idzie mi szybciej.  W najbliższym czasie obrysuję  nową aplikację na tablet, podobną trochę do bajki o Małym Łeee!


piątek, 9 maja 2014

Nana, Puma i testowanie...


Próbuję przetestować umieszczanie na blogu filmów bezpośrednio z youtuba. Udało się... Cóż, gdyby tak jeszcze ludzie to oglądali, byłoby w ogóle super.
Nana i Puma tak lubią uwerturę do Wilhelma Tella, ze nie mogę puszczać tego z dźwiękiem nawet dla sprawdzenia, bo przylatują i chcą się bawić. Kiedyś zaczęliśmy używać tej melodii jako sygnału wywoławczego do zabawy laserkiem... no i stało się. A one są takie śmieszne podczas gonitwy za światłem, że trudno utrzymać kamerę.


czwartek, 8 maja 2014

Fizyka Psa - jak przerabiam psa na piesa.

Nie ma lekko w życiu.
Do "Fizyki Psa" potrzebuję sporo obrazków o psiej tematyce, w tym celu muszę je narysować. Biorąc pod uwagę rolę Nany w powstaniu książki - to ona powinna być na obrazkach.
Tak się jednak składa, że moja psia współautorka ciągle się wierci a jeśli już leży spokojnie, to zazwyczaj leży na plecach.
Nie ma rady, muszę rysować z fotki.
Rysowanie z fotki to słaby interes, obiektyw rejestruje obraz inaczej niż oko, do tego nie selekcjonuje elementów istotnych i spłaszcza bryłę.
Jeśli dodamy do tego fakt, że z nadmiaru nadmiarów psu się spłaszczyły plecy to nadchodzi czas płaskich dowcipów.
Tylko, że Nanusia jest zbyt prostolinijna na aluzje i dowcipy, więc nie ma się co rozmieniać. Trzeba pogłaskać, co jest do pogłaskania i narysować ile można.



Główny kłopot rysowaniem Nanusi polega na tym, że na każdym zdjęciu wygląda inaczej a w rzeczywistości jeszcze inaczej.
Taki jest los psów miniastych i kłapciatych.
A do książki potrzebuję Nanusi jako ikonki... czyli muszę narysować ją wiele razy na różne sposoby i wyłapać esencję nanusiowatości i pieselencji.
I to w sytuacji, gdy rzeczony Pies włazi pod kanapę ile razy chcę ją sobie obejrzeć.
No, nie ma lekko w życiu i już.


"Pieselencja to psia energia wewnętrzna odpowiedzialna za zdolność psa do cieszenia się z bycia psem tu i teraz.
To energia o dobroczynnym wpływie na otoczenie, ponieważ pies, który zgromadzi odpowiednio wysoki pieselencjał, promieniuje niczym polska elektrownia atomowa, z tą jednak różnicą, że z napromieniowania pieselencją człowiek odnosi korzyść.
Stopień napromieniowania pieselencją możemy określić bez specjalistycznych przyrządów: jeśli nastrój psa udziela się ludziom, to znaczy, że korzystamy z promieniowania tak, jak trzeba. Odpowiednio doładowana Nana biega jak szalona w kółko i szczeka, co udziela się otoczeniu i po chwili wszyscy wokół zaczynają biegać po śniegu, łapać się a czasem nawet szczekać i gryźć w ogon. Podczas takich zajęć człowiek gubi sporo codziennych zmartwień a to przecież bez psa stanowi poważny problem. Wchłonięcie dużej dawki pieselencji to najlepszy sposób, żeby zejść na psy właściwą drogą.
Trwające badania wciąż nie pozwoliły poznać natury pieselencji, jednak już udało się zgromadzić na jej temat pokaźną ilość użytecznych  obserwacji.
Okazało się, że najlepszym narzędziem do mierzenia poziomu pieselencji jest sam pies. Posiada sporo znakomitych i łatwych do odczytania wskaźników, dzięki czemu łatwo rozpoznać jego pieselencjał, czyli zgromadzony ładunek energetyczny."

Fizyka Psa




niedziela, 4 maja 2014

Nana vs Puma - pierwszy film z udziałem gwiazd...


Mam dwa stałe powody do śmiechu na co dzień: jeden ma na imię Nana a drugi Puma. Obie są artystkami scenicznymi z powołania, codziennie dają przedstawienia, niestety zazwyczaj w kiepskim świetle uniemożliwiającym filmowanie.
Ale po latach prób odważyłem się wreszcie zmontować pierwszy film z nimi i czuję się jakbym był Ingmarem Bergmanem. Co najmniej...
A zatem zapraszamy na film!
Nana kocha Pumę!