Chodzi mi po głowie historia dwóch sióstr - bliźniaczek. Joaśka jest zwyczajna... i to ona opowiada historię swojej denerwującej siostry Kaśki. Kaśka ma dzikie pomysły, jest fanką survivalu, łazi po drzewach, strzela z łuku (nawet wygrała jakieś zawody), bawi się w Tarzana, żeby sobie spokojnie poczytać gdzieś na sośnie, trenuje karate, mimo wygranej olimpiady polonistycznej upiera się, że będzie zawodową kucharką i otworzy barek z grochówką obok domu... a czasami ni z tego ni z owego zachowuje się całkiem normalnie. Inaczej mówiąc - nigdy nie wiadomo, z czym wyskoczy. Dawniej była zwyczajna - wszystko zmieniło się, kiedy zachorowała. Po kilku latach spędzonych w szpitalach wróciła do zdrowia... i zdziczała, bo postanowiła żyć na pełnych obrotach wychodząc z założenia, że szkoda każdej chwili. Miała do tego idealne warunki, bo rodzina przeniosła się na wieś - najpierw tata kupił stary dom z ogrodem w małej wsi z planem przebudowania go na domek letniskowy a potem stracił pracę, firmę i całą resztę, musieli sprzedać mieszkanie i zamieszkać w nim na stałe. Joaśka zniosła to kiepsko, bo przeprowadzka zbiegła się z powrotem siostry do domu i zdrowia (oraz ucieczką od zdrowych zmysłów). Do tego nowa, całkiem inna szkoła... inny świat... i ciągłe wyskoki szalonej siostry biźniaczki. A kiedy Joaśce wpadł w oko jeden z kolegów ze szkoły - Kaśka złapała go na lasso i podarowała siostrze związanego w worku... Inaczej mówiąc: życie stało się trudniejsze.
A na obrazku - Kaśka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz