środa, 21 grudnia 2011

Kilka nowych rysunków - tuż przed świętami

 Narysowałem troche nowych obrazków do Proszę, Narysuj Mi Baranka!  

To jedyny kameleon, który nie zmieni koloru...








A to Anioł Inwigilator...

Ja, Mniczek - psiny portret własny





sobota, 17 grudnia 2011

Wronia Poczta


Kobaltowa Wrona przysłała mi prezent. Oto ON:

Mały Wroni pejzaż... odrobinę czarodziejski, jak miejsce nad którym Wrona krąży.
Nie wiem, jak ona to robi, że z obrazkiem trafia pod kolor ścian - nie widziała nigdy mojej chatki.
Ale Wronie Wiedźmy mieszkające na Bornholmie zarządzanym przez Białego Niedźwiedzia i to w dodatku przebojowego filozofa maja swoje sposoby na różne rzeczy.
W każdym razie jakoś tak mi się ciepło zrobiło jak otworzyłem kopertę a w środku były życzenia i obrazek.
Dziękuję :-).

Narysuj mi baranka...

... powiedział Mały Książę.
Kłopot w tym, że pilot, który mu tego baranka rysował, był dorosły i sam trochę wyszedł na barana...

Pozazdrościłem i sam narysowałem baranka. Na Facebooku powstaje profil, przez który można sobie zamówić taki prezent  dla dziecka.

Baranki mają swoje powody
by jeść trawę na hali... i unikać wody.
Bo w wodzie nieprzegotowanej pływa sporo draństwa
i picie jej na hali jest niebezpieczne, proszę Państwa.
a moczenie i szybkie suszenie źle wpływa na wełnę...
Taaaak... życie baranka na hali jest ryzyka pełne.
Ale to i tak nic, proszę Pań i Panów,
gdy się chce rysować dla dzieci
z głową pełną baranów.


 

wtorek, 6 grudnia 2011

Kocie sprawy

W ramach zabawy pastelami - kot po japońsku. Co prawda oni robili to tuszem...

środa, 30 listopada 2011

Mr Bear - grizzly-in-love

Mr Bear to mój nowy bohater - romantyczny grizzly. 700 kg wrażliwej duszy w futrze...
Zainspirowany angielskim terminem father-in-law - bo niby dlaczego tylko "father"? Jest też "mother", "son", "daughter" - to dlaczego nie "bear"? I dlaczego nie "in-love"?

poniedziałek, 28 listopada 2011

Różne oblicza Parady Opornych


"Różne oblicza harcerstwa" doczekały się kolejnej recenzji - dobrej, bo to znakomicie wydana i bardzo ciekawa książka. A ja doczekałem się przy okazji jednego zdania na temat "Parady Opornych" - ale za to bardzo pochlebnego. Chyba mi się w głowie przewróci... Faktem jest, że i bez tego jestem bardzo dumny, że brałem udział w takim przedsięwzięciu.


 

sobota, 26 listopada 2011

Zabawy z pastelami - ciąg dalszy


Oglądając na moim fotoblogu zdjęcia najczęsciej komentowane doszedłem do wniosku, że nic tak nie cieszy jak zachód słońca. Ale kto powiedział, że ma być w tradycyjnych kolorach?
Zresztą... może jeszcze  zrobię taki w czerwieniach.

piątek, 25 listopada 2011

Ryby z akwarium marzeń

 Bawiłem sie pastelami z myślą o obrazkach do dziecięcego pokoju. Oczywiście nie u mnie, bo nie mam dziecka. No ale moja wyobraźnia spłatała mi figiel - zrobiłem krzyzówkę z rybek, których kształt lubię - tak powstała szczulonka, czyli uśmiechnięta i agresywna krzyżówka bojownika, szczupaka i welonki. A to głównie dlatego, że welonki zawsze dostaja po płetwach od innych ryb i wyglądają wtedy żałośnie... Co innego, gdyby były bardziej bojowe.


Ponadto jako zapalony hodowca ryb fantastycznych wyhodowałem głuporybę. To gatunek raf koralowych. Tamże żyje sobie papugoryba jedząca koralowce.  Głuporyba to jej mutacja, charakteryzuje się życiem na pograniczu strefy mroku, lekkim zagubieniem w sprawach dnia codziennego, uśmieszkiem i patrzeniem zawsze w kierunku przeciwnym do własnego ruchu, co naraża ją na kolizje. Lądowe odmiany często spotykamy za kierownicą.

czwartek, 24 listopada 2011

Co dziś zjadło abecadło?


Pojawiła się recenzja książeczki Co dziś zjadło abecadło? w której rysowałem zwierzatka... Miło. Ciekawe, kiedy uzbieram na tyle jednolitych własnych wierszyków o zwierzątkach - dla dzieci, żebym wydał swoje ze swoimi rysunkami?
Rzecz jest o tyle smieszna, że kiedy rysuję -  wymyślam charakter postaci, więc do bajki czy wierszyka niedaleko i całkiem często coś takiego sobie układam.

środa, 23 listopada 2011

Król, górka i tekturka

Miałem w ręce tekturkę i pastelki... pod wpływem tak doniosłych okoliczności postanowiłem zrobic próbę kreski, ktora juz od pewnego czasu chodziła mi po głowie.
I oto powstał Smutny Król. Może do "Króla Maciusia Pierwszego" ? Kto wie?
Ale na pewno narysuję ich więcej.

wtorek, 15 listopada 2011

Idą święta...


Sądząc po sklepowych wystawach w niektórych krajach - Boże Narodzenie nadchodzi już od sierpnia. Z tego powodu grupa moich przyjaciół pisze zbiorek opowiadań o tematyce świątecznej a ja narysowałem im do tego obrazek. Przy okazji jest to prezent, który robię sam sobie - małą chwila rozgrzewki przed generalnym remontem grafiki na blogach i dodaniem nowej treści.

wtorek, 4 października 2011

Wydawcy gorszego Boga i parada opornych - recenzja

Zaniedbałem mocno obydwa blogi... przynajmniej w sferze uzupełniania wpisów. Nadchodzi jednak czas wielkich przemian graficznych, robienia własnej strony, poprawiania szat... graficznych rzecz jasna...
A w międzyczasie pokazuja się kolejne książki, w których grzebałem.
No i właśnie jedna z nich: "Wydawcy gorszego Boga" autorstwa Wojciecha Śliwerskiego - doczekała się recenzji. A recenzent zauważył udział Parady Opornych i prof. Bipermana... a raczej druha Bipermana.
Co sprawiło mi zrozumiałą przyjemność...

czwartek, 22 września 2011

Wiersze Zofii Redlarskiej - próbka


Właśnie ukończony... Muszę przemyśleć, czy wyszedł, ale na tę chwilę jestem zadowolony.

środa, 21 września 2011

Książki Moja Miłość


Jakiś czas temu wziąłem udział w interesującej inicjatywie - chodziło o wydanie antologii opowiadań poświęconych czytaniu. Napisałem opowiadanie, narysowałem okładkę... W naszym coraz mniej czytającym społeczeństwie trzeba się trochę o tę sprawę zatroszczyć. Ukazał się e-book, a następnie książka. Dochód z jej sprzedaży przeznaczyliśmy zgodnie na zakup książek do szkolnej biblioteki. A oto recenzja, jedna z wielu...

piątek, 16 września 2011

Colin Cooper: Ja, Tata! - recenzja, czyli: a może by tak zostać ojcem?


Colin Cooper: Ja, Tata!
Praktyczny poradnik dla młodych ojców
Kategoria: Poradniki
ISBN: 978-83-932247-1-5
Tytuł oryginału: A Dad's Guide To Babycare
Autor: Colin Cooper
Tłumaczenie: Anna Purisch
Rok wydania: 2011
Format: B5
Liczba stron: 128
Oprawa: miękka

W zasadzie rzadko recenzuję książki. Tym razem nie mogłem sobie tego odmówić, bo spotkałem kilku kolegów z podstawówki i temat tej książki jakoś mi się z nimi połączył.
Każdy prawdziwy Mężczyzna wie, że są zajęcia męskie i babskie. Mężczyzna pracuje i zarabia na utrzymanie rodziny, kobieta rodzi i wychowuje dzieci. Zwłaszcza przy rodzeniu tylko by przeszkadzał, więc przez delikatność czeka możliwie blisko rodzącej i się nie wtrąca. Potem poczeka, aż żona dojdzie do siebie, ale nie będzie się w tym czasie obijał, tylko zarobi na wszystkie potrzeby dziecka. Będzie znosił jej humory przez jakiś czas, zanim zacznie się dopominać o swoje małżeńskie prawa i przez jakiś czas będzie tylko przypominał żonie, że mogłaby o siebie zadbać... schudnąć... bo taka, jaka jest po dziecku - wygląda fatalnie. No, ale jeśli ona się nie dostosuje, to trudno, jest na świecie dużo ładnych kobiet a żona nie musi się o tym dowiedzieć. Prawdziwy Mężczyzna zostawi jej pełną swobodę decydowania o domu, za to ze wszystkich sił będzie zarabiał na utrzymanie. Będzie brał nadgodziny i zlecenia i zostawał do wieczora, bo przecież ktoś musi zarobić na przedszkole i szkołę, podręczniki, ubrania, samochód na powiększoną rodzinę, może dom albo przynajmniej własne mieszkanie. Będzie zmęczony i rozczarowany, bo ani żona tego nie doceni ani dzieci. W okolicy czterdziestki odkryje, że coś złego stało się z jego życiem - żona wychowała jego słodkie maluszki na opryskliwe szczeniaki odnoszące się do ojca bez szacunku a do tego zbrzydła, chociaż dostawała prawie każdy grosz i nie robiła nic, tylko siedziała w domu... Postanowi zmienić coś w swoim życiu... Może założy nową rodzinę, póki jest jeszcze dość młody? Jest tyle ładnych kobiet, które polecą na dojrzałego, zaradnego Mężczyznę...

Człowiek, którego życie tak wygląda - najwyraźniej nie wpadł na żaden pomysł z książki "Ja, Tata!". I może lepiej, żeby jej nie czytał, bo trudno jest zacząć budowę więzi rodzinnych, kiedy dzieci już kończą liceum a żona ma dość faceta, który w jej życiu jest tylko nadąsanym portfelem.
Facet, który właśnie o takim życiu marzy, też powinien dać sobie z tą książką spokój.
Wszyscy inni kandydaci na ojców powinni przeczytać ją chociażby po to, żeby zastanowić się nad rolą codziennych drobiazgów w życiu.

Wydana przez Wydawnictwo Pestka książka Colina Coopera "Ja, Tata!" to przede wszystkim poradnik. Napisany rzeczowo, zorganizowany przejrzyście według kolejności podyktowanej rozwojem dziecka, z wyodrębnionymi problemami, z dużą ilością ciepłych, rodzinnych zdjęć. Wydany na dobrym papierze, podobnym do tych, na których wydaje się nowoczesne podręczniki szkolne. To ważne, bo książka ma służyć przez kilka lat i być pod ręką również w sytuacjach i miejscach, w których dziecko "zadba o czystość".

Omawia "bycie ojcem" od przygotowań do narodzin aż do chwil, kiedy mężczyzna staje się dla swoich coraz bardziej samodzielnych dzieci bardziej przyjacielem niż opiekunem. Czyni to dość szczegółowo, bo "diabeł tkwi w szczegółach" a życie codzienne składa się z drobiazgów, od których zależy, czy noworodek będzie miał poczucie bezpieczeństwa ważne dla całej jego przyszłości... i dla ojca, którego autorytet opiera się na tych właśnie pierwszych miesiącach.

Nie wychowałem żadnego dziecka, więc nie jestem najlepszą osobą do oceny przydatności praktycznej zawartych w książce porad... ale jestem z wykształcenia nauczycielem i muszę powiedzieć, że zarówno organizacja zagadnień jak i sposób ich wyjaśnienia zasługuje na wysoką ocenę.

Całość napisano z humorem i życzliwością - ta kwestia zasługuje na kilka słów więcej. Colin Cooper nie udaje, że wychowanie dziecka to zabawa, chociaż poświęca sporo uwagi zabawie i jej roli w budowaniu więzi z własnymi dziećmi. Nie podaje dobrych sposobów, jak zmniejszyć sobie ilość obowiązków, przeciwnie: doradza branie na siebie jak największej ich części i jasno mówi, że rola ojca i męża w domu polega na odpowiedzialności i wspieraniu tych słabszych członków rodziny, czyli po męsku rzecz ujmując: wszystkich. Ale też pokazuje na każdym kroku, ile radości daje spełnianie tych obowiązków i jak tę radość odnajdywać na co dzień. Książka zawiera wiele krótkich historii opowiedzianych przez różnych ojców. Wszyscy oni dzielą przekonanie, że ojcostwo czy też w ogóle bycie mężczyzną polega przede wszystkim na wspieraniu rodziny a nie na wykonywaniu tzw. męskich gestów. Cooper sporo miejsca poświęca korzyściom z takiego stylu myślenia, a te korzyści dają się sprowadzić przede wszystkim do udanego i satysfakcjonującego życia rodzinnego.
Bo skoro tak czy siak mamy pewne zobowiązania - lepiej czerpać z nich radość niż udrękę...

Książkę otrzymałem dzięki uprzejmości Wydawnictwa Pestka.

poniedziałek, 12 września 2011

Góry Stołowe

Po dwudziestu latach odwiedziłem Góry Stołowe. Boso. Z żoną. Zdjęcia wkrótce tu umieszczę...

wtorek, 6 września 2011

Chwila motyla

Obiecywałem kolejny obrazek w stylu jelenia ale działo się dosyć dużo... a przede wszystkim wziąłem się za rysowanie ołówkiem a wykańczanie zostawiłem na później.
Ale wreszcie jest - motyl żyjący chwilą:

coś się kończy

Za Sapkowskim chciałbym powiedzieć, że coś się kończy ale też i zaczyna, niestety ja nie wierzę w tego rodzaju ciągłość. Rzeczy i wydarzenia kończą się bezpowrotnie, nie wracają w tej samej formie i nigdy nie ma drugiej szansy.
Kilka dni temu umarła Paulina Pruska. Nigdy nie spotkałem jej osobiście, czytałem tylko jej bloga. Nawet sam nie zauważyłem, jak stała się dla mnie kims bliskim a jej walka ze śmiertelną chorobą - czyms ważnym.
Teraz zdałem sobie sprawę, że nie tylko u mnie zostawiła po sobie pustkę.
Przez kilka dni nie mogłem zdecydować, czy napiszę o Jej śmierci cokolwiek.
Zdecydowałem się naruszyć sferę Jej prywatnosci i poruszyć ten temat publicznie tylko dlatego, że imponowała mi jej królewska godność i odwaga wobec rozłożonej na raty śmierci.

piątek, 2 września 2011

Parę fotek.

Ostatnio sporo pracuję... przez co zaniedbuję bloga. Muszę włożyć kilka zdjęć, żeby to naprawić.









Więcej jest tu!

środa, 17 sierpnia 2011

Historią i jeleniem.

Wdałem się ostatnio w pisanie gawędy historycznej w odcinkach... co nie sprawiło jednakże zmniejszenia aktywnosci rysunkowej.
A dowód podobny do jelenia z poprzedniego wpisu juz wkrótce.

poniedziałek, 15 sierpnia 2011

wtorek, 19 lipca 2011

Ciąg dalszy kaczej czaczy



Kiwaczka przebiera się za bażanta, żeby trafić do encyklopedii... a tymczasem mi się zrymowało cosik w odpowiedzi na ludzki głosik... i niestety sens wiersza siedzi w odpowiedzi, co sprawia, że zmęczony człowiek słowami się zabawia:

To zależy jak ocenisz
rymowanie bez jesieni
Jesień - to jest pora wierszy...
wrzesień wiersz przynosi pierwszy...
Niczym smutny stary piernik
wiersze znosi też październik.
W listopadzie... w pustym sadzie...
gdy nostalgia w głowy kładzie
senność dziwną i jesienną
wiersz jest rzeczą dość przyjemną.
Zastanówmy się więc zatem:
kto ma czas rymować latem?
po co skrobać jakieś wiersze,
szukać rymów, liczyć spacje,
kiedy właśnie są wakacje?

Czy u pani kacza cza-cza tańczy na pomarańczy?



Kaczuszki finiszują a mnie po głowie krążą językowe łamańce. To zew Krainy Zapomnianych Zabawek.

Marongo i recenzje

Stałem się ostatnio kronikarzem swoich własnych recenzji, bo na nic innego nie mam czasu... Ale uczciwosć nakazuje notować nie tylko recenzje "Morrigan" ale i innych rzeczy.
Na przykład "Opowiesci znad rzeki Marongo", które bardzo lubię i przy których bardzo milutko się pracowało, doczekały się recenzji dosyć licznych.
Sylvuszka napisała recenzję z punktu widzenia matki. Nic o obrazkach za to sporo o opowiadaniach... z naciskiem na ich niejednoznaczną wymowę. Cóż, ta książka nie jest tak do końca dla malutkich dzieci.

Zaczytani.blox.pl zdają sobie z tego sprawę i ich recenzja kładzie na to nacisk.



Na bookznami.pl recenzentka też zwraca uwagę na "trudnosć" tej książki w czysto dziecięcym odbiorze. Tak się składa, że jedno z opowiadań przeczytałem ponad trzydziesci lat temu. Uznałem je wtedy (w wieku 8 lat) za dziwne... podobnie jak "Alicję w Krainie Czarów". Ale nie zapomniałem nigdy i wspominałem z ciekawoscią... po to, żeby po latach zilustrować. Wynika z tego, że lekkie zakłopotanie przy czytaniu tych historii jest wspólne dla dzieci i dorosłych.
Chyba tak być powinno. Ryszard Sadaj to pisarz, który lubi dawać temat do przemyslenia na długo, zarówno rodzicom jak i dzieciom.

Zatopiona w lekturze po prostu z przyjemnoscią przeczytała te historie.
No i to by było tyle. Recenzji jest sporo. Nawet nie przejrzałem wszystkich. Ale miło mi, że ta książka budzi tak różne emocje. Dla mnie to sygnał, że brałem udział w czyms niebanalnym.

PS. Kiedy wciskam alt+s pisząc bloga - zapisuję wersję zamiast wstawić "ś". Wkurzające, bo głupio wygląda a ja nie mam czasu, żeby każdy najdrobniejszy wpis robić najpierw w wordpadzie. Do czasu rozwiązania tej bzdury będę pisał S zamias ś :-(

poniedziałek, 18 lipca 2011

Chwila przerwy

Zrobilismy sobie niedzielę w sobotę... mały spacer z Jarkiem, Daennie i jej psiskiem. Dolina Dłubni latem. Boso - bo po co buty latem?



Klucha okazała się psem myliwskim - upolowała motyla. I było miło...

Bywało bardziej bajkowo niż zwykle... Jarek był z drugiej strony aparatu... Dzieci kukurydzy.

For my friends from Society for Barefoot Living
Dłubnia's Valley is about 70km long... and is very different in different places. My favorite is a small part near Raciborowice. Here is more photos: on Flickr

piątek, 15 lipca 2011

Kaczuszki



Powracam do kaczuszek - tym razem w tempie ekspresowym, bo mam już wszysktie w ołówku i czas nadać im troszkę barw.

piątek, 8 lipca 2011

"Różne oblicza harcerstwa" Wojciecha Śliwerskiego



"Różne oblicza harcerstwa" Wojciecha Śliwerskiego to książka dla mnie dosyć nietypowa.

Na pewno nie jestem najbardziej obiektywną osobą do jej recenzowania - po pierwsze częściowo ją ilustrowałem, po drugie byłem harcerzem w czasach, o których ona opowiada... i poznałem wiele z tych sytuacji z innej strony: z punktu widzenia czternastolatka, który w harcerstwie szukał rozmaitych rzeczy, nie koniecznie wiedząc jakich. Po latach wróciłem do własnych wspomnień... nie zawsze miłych, (bo "Różne oblicza" opowiadają o sytuacjach dobrych i złych) ale też tych najlepszych z dzieciństwa.



Przekonałem sę, że te dobre nie straciły nic a nic blasku a złe trochę smieszą.

"Różne oblicza harcerstwa" to zbiór reportaży, felietonów, czasem miniaturek literackich pozwalających dostrzec ogólny problem dzięki oderwaniu od konkretnych osób.
Powstawały na przestrzeni wielu lat, w bardzo zmiennym dla Polski o harcerstwa okresie. Dotyczą działania całej wielkiej organizacji, ale też sytuacji życiowych konkretnych ludzi. Systematyczne publikowanie ich na łamach prasy harcerskiej zakończyło się usunięciem autora z tejże prasy w czasach, kiedy właśnie zniesiono cenzurę i ogłoszono powrót do wolności. Ciekawostka osobista polega na tym, że nieco później ale w tej samej epoce pewna obrońca wolnosci i wartosci (błąd gramatyczny zamierzony) wywaliła mnie z pracy, bo "nie po to walczyłam o wolnosć, żebys ty głosował jak chcesz!". Życie pisze ciekawe scenariusze, przy okazji uczy jednak, że tzw. ponadczasowe wartosci są... ponadczasowe a po luziach podłych zostaje najwyżej trochę smrodu we wspomnieniach... o ile komukolwiek chce sie toto wąchać.



"Różne oblicza..." chwilami wydają się dosyć gorzką lekturą. Ale z powodu takich czy innych wspomnień. Po prostu to w dużej częsci zbiór materiału prasowego.
Prasa zaangażowana siłą rzeczy mówi o sprawach bolesnych i trudnych - nikt nie obeicywał, że życie będzie łatwe i przyjemne do przełknięcia.
Po latach większość trudnzch spraw odchodzi w niebyt - pytanie, czy to, co boli, również znika, czy tylko zmienia formę. Co właściwie boli harcerzy?
Ile zostanie młodego harcerza w dorosłym człowieku po latach? Czy warto się angażować? I kiedy warto?



Przemyślałem sobie te sprawy podczas pracy nad ilustracjami... i wiem, że było warto. Autor też tak uważa.



W ogóle ta ksiązka pozostawia wrażenie, że warto być harcerzem, nawet, a może przede wszystkim wtedy, kiedy to nie jest łatwe.

"Różne oblicza" przede wszystkim zostawiają wiele pytań - wbrew pozorom warto przeczytać je jak powieść obyczajową. Napisane z nerwem i dużą wrażliwością dziennikarską dotyczą przypadków minionych oglądanych poprzez ponadczasowe postawy ludzi.

Ta starannie wydana książka dzięki twardej oprawie ma szansę przetrwać na półkach przez lata. I taki jest jej sens: między innymi z tego powodu zawiera kilkaset ilustracji: reprodukcji nieistniejących już czasopism harcerskich, zdjęć ze spotkań, obozów, szkiców, rysunków satyrycznych - te ostatnie są swoistym przeglądem form polskiego rysunku prasowego na przestrzeni dwudziestu a może nawet czterdziestu lat, jeśli dodamy do tego prawie setkę współczesnych okazów Parady Opornych.

Jakie są te oblicza? Różne. Jak życie. Jak zebrane w jednym miejscu wspomnienia spraw bolesnych obok dobrych. Jak reprodukcje stron z dawnych czasopism i rysowanych na szybko szkiców obok całkiem współczesnej groteski spod znaku Parady Opornych.
Dzięki tej różnorodności można zastanowić się, czym właściwie jest harcerstwo? Grą z przyjaciółmi? Pasją? Zbiorem zasad? Ruchem społecznym? Organizacją paramilitarną podejrzewaną o rozmaite dziwne rzeczy? Czymś, co budzi w ludziach tyle dobra i zła ile mają dla siebie nawzajem?



To książka-świadectwo historyczne do przemyślenia. Niczym średniowieczna kronika pisana nie po to, żeby odnotować fakty ale aby rozliczyć się z własnym czasem.
Cenna rzecz dla lubiących refleksję.
I dla mnie.

piątek, 1 lipca 2011

Harcerskie historie

Rysuję co harcerskiego - trochę gorzką historie próby założenia harcerskiego wydawnictwa. Temat smutny, więc i rysunki z goryczką.