poniedziałek, 17 lutego 2014

Letnio o średniowieczu

Jakoś tak parę lat temu wybraliśmy się na wycieczkę do Kościelca koło Proszowic, gdzie stoi sobie piękny romański kościół z licznymi barokowymi dodatkami. Prawdę mówiąc po przebudowie dachu żaden kościół nie wygląda na romański, ale w Kościelcu został przynajmniej oryginalny i bardzo piękny portal. Niestety - niewiele więcej, bo barok ma to do siebie, że dominuje i tyle.


Zmorą naszych czasów jest zabudowa dziedzińców kościelnych byle czym, przez co budynek dużo traci a fotograf musi kombinować jak koń pod górkę, by znaleźć jakiekolwiek całościowe ujęcie. 
Ale przynajmniej portal dało się złapać w szkło.


Z powodu nadchodzącego czyjegoś ślubu wyprawa nabrała charakteru "lizania przez szybkę" a właściwie przez solidną, zamkniętą bramę. Ale mogłem przynajmniej do woli nacieszyć się rzeźbionymi kolumnami. Romańskie kościoły często miały bogatą dekorację, z której do naszych czasów zostały reszteczki, na szczęście nawet w tej ilości nie można o nich powiedzieć "marne". 


Niestety w Polsce nie zachował się ani jeden przykład wielkiego kościoła romańskiego w nie przebudowanej formie. Można się tylko domyślać jak wyglądały, przymykając oko na późniejsze style.




Za kościołem znaleźliśmy całkiem urocze schody z piaskowca. Ciekawe na jaką skalę  używano go w XIII wieku, kiedy powstawał sam kościół. Z jednej strony to materiał dający się łatwo obrabiać, podatny na rzeźbienie, z drugiej - mało trwały. Czy budowniczy tworzący pomnik Bożej Chwały  użyłby materiału o tak małej wytrzymałości? Na pewno nie do elementów konstrukcyjnych.


Idąc ścieżką za kościół całkiem nieoczekiwanie znaleźliśmy prawdziwe góry... całkiem jak z filmu.


Były strome, skaliste i niedostępne.


A do tego miały własną Godzillę.




niedziela, 2 lutego 2014

Akademia fotografii bezproblemowej: Głogi.

Świat się znowu trochę rozmoczył, zrobiło się ogólnie buro i w zasadzie fotograf ma w tej sytuacji dwa wyjścia... a nawet trzy - jeśli uznamy nie-wyjście z domu za pierwsze wyjście z sytuacji.
Wyjście drugie polega na podkręcaniu nasyceń fotki tak, że oczy patrzącemu wypadną.
Wyjście trzecie  - to szukanie czegoś trochę kolorowego albo przynajmniej różniącego się od tła... ewentualnie szukanie obiektów burych i wymiętych w interesujący sposób.
Zawsze można tu liczyć na głóg.


O ile pada deszcz - krople wody dodadzą nieco blasku.


Jeśli nie pada - można użyć szeroko otwartej przysłony, fotografować pod światło i pograć kształtem.


Fotografowanie ze światłem za plecami pozwoli złapać kolor.
Jak się bardzo postaramy - może złapiemy katar.


Głóg ma to do siebie, że na jednym krzaku występuje w bardzo wielu konfiguracjach i bez chodzenia zbyt daleko możemy znaleźć sporo interesujących form do ćwiczenia.






Lampa błyskowa pozwala czasami wydobyć kolor, ale to dość kapryśne narzędzie.





Dopiero porównanie pokaże, czy warto błyskać.



Ale fotografowanie to też rodzaj kaprysu, więc warto spróbować.



Z całą pewnością lampa daje ciekawe efekty podczas przymrozków.




Zresztą każda rzecz wygląda ciekawie, jeśli ją trochę oszroni.



Warto też pomyśleć o wodzie i blikach światła na powierzchni.


Nawet szare deszczowe niebo stwarza pewne możliwości...


Warto popracować z planami i ostrością albo z tłumem... przyda się podczas fotografowania ludzi. W sumie - nie bardzo różnią się od głogu.


Od czasu do czasu można spróbować starą receptę Roberta Capy: Jeśli Twoje zdjęcie nie jest dobre to znaczy, że nie podszedłeś wystarczająco blisko. 
Oczywiście ryzykujemy połknięcie obiektu albo gałęzie w oku...

I na koniec najważniejsza rada:
pilnujmy, żeby podczas tych wszystkich eksperymentów pies nie umarł z nudów.