Wyzwanie tym większe, im cieplej na dworze i trudniej nie tylko o jakiś chłód ale w ogóle o chęć do robienia czegokolwiek. Ale że ostatnio jest tak jakby zimno - rzuciłem okiem w ciepłe wakacyjne zdjęcia i trafiłem na ślad mojego heroicznego zmagania ze sobą.
Geneza tego starcia jest pozornie zwyczajna - podczas urlopu nie chciało mi się golić i dorobiłem sobie pożyteczną ideologię: eksperyment nad męską odpornością na brodę.
Cóż, nie wypadł imponująco, zarost mnie denerwuje i tyle. A poza tym rósł wolno - dość, by ujść za lumpa, za mało by ufryzować i udawać profesora. Ostatniego dnia urlopu stało się jasne, że ten numer nie przejdzie i potrzebuję nowej ideologii. Nie do brody, bo miałem jej serdecznie dość. Do zabawy...
Jako się rzekło na początku: ustawiłem się w różnych możliwych rolach życiowych aby odkryć, na co mnie stać.
Rola zarośniętego zbója wymaga wytrzymania z brodą. Odpada w przedbiegach, więc bez żalu sięgnąłem po drugą opcję: rycerz z bródką.
Usunięcie bokobrodów nie nadało mi rycerskiego wyglądu, zresztą i tak ich prawie nie było.
A zatem postawiłem na nową wersję...
Niestety - broda a'la szeryf z Nottingam z pamiętnego serialu z lat 80-tych nie nadała mi odpowiedniego wyglądu, co za tym idzie: nie warto walczyć o lukratywny urząd w XII-wiecznej Anglii. Fatalnie. Może próba przesunięcia się w czasie i przestrzeni do Francji muszkieterów?
Próba ucywilizowania dała tylko okazję do zabawy z "znajdź 2 różnice". Oraz - według kodeksu karnego cara Aleksandra - szanse na 2 lata więzienia na podstawie podejrzanego wyglądu.
Recepta? coś ogolić i posłodzić całość uśmiechem. Efekt: chodu!
Próba radykalnego oddzielenia brody od wąsów nie dała mi nawet szans na rolę Koziołka Matołka.
Dalsze udoskonalenia przekonały mnie ostatecznie, że cap z kozią bródką to jeszcze nie Koziołek Matołek.
Prawdę mówiąc... kolejne cięcia tylko skłoniły mnie do porzucenia kariery w Pacanowie.
Rezygnacja z brody dała wersję z lekka socrealistyczną... ale posada wójta w "Ranczu" już jest obsadzona.
Pocieszyło mnie jednak odkrycie, że metodą docinania wąsów zaczynam kogoś przypominać... owszem, idiotę też... ale jakąś znaną postać...
Tylko że to miejsce też jest zajęte.
Na podstawie tego eksperymentu stało się jasne: kawały z brodą i manewry z brzytwą doprowadziły mnie do wniosku, że jedyną ścieżką kariery dla mnie jest moje PRAWDZIWE ja:
Dziękuję! Pogodnie mi się zrobiło. :-)
OdpowiedzUsuńJa nie mogę sobie dorobić twarzy - chyba że z kremem na zmarszczki i po kremie (żadna różnica).